środa, 21 października 2015

Rozdział III

Hej. Przepraszam za długo niepublikowane rozdziały, ale życie prywatne niestety nie pozwoliło mi napisać kokejnego. Dzięki przerwie miałam sporo czasu na zastanowienia nad opowiadaniem i... cofniemy się do momentu, gdy Severus wyszedł ze swą podopieczną z domu jej byłych opiekunów mugoli.



 Znowu została postawiona przed faktem dokonanym. Nie miała prawa sama zadecydować o swym losie. Mężczyzna otulony czernią pojawił się w jej życiu i stwierdził, że został prawnym opiekunem, po czym wyprowadził z domu. Nikt nie zapytał "czy tego chcesz?" po prostu musiała się dostosować. Lecz czy gdyby miała prawo głosu nie skorzystałaby ze sposobności, by wyrwać się od tyranów na tyle bezczelnych, aby nazywać siebie jej opiekunami? Prawdopodobnie byłoby tak, jak teraz. Skorzystałaby z możliwości i wyruszyła z nieznajomym, przed którym czuła respekt, lecz nie czuła obawy. Wierzyła całą sobą, że los nie zgotuje jej gorszej historii.

- Wejdź. - Dopiero, gdy stanęli przed ceglanym domem Severus odezwał się do dziewczynki wpuszczając ją jako pierwszą do środka. Megara z dygocącym sercem i ogromną obawą przekroczyła próg nieznanej budowli, tuż za nią wszedł Snape. Mężczyzna pstryknął palcami, a w całym domu zapalone zostało światło.
Severus doskonale znał owy dom, wszakże mieszkał tutaj od dziecka. Mury kryły równie okrutną historię, co życie Megary. Przesiąkała go negatywna aura. Wszakże czy w miejscu nasiąkniętym okrucieństwem można zaznać odrobiny szczęścia? Cóż jego obecny właściciel nigdy tego nie doznał w tym miejscu.
- Tutaj jest twój pokój. - Otworzył drzwi prowadzące do pokoju odstającym kolorystycznie od reszty pomieszczeń. Ściany w kolorze seledynowym. Meble z jasnego drewna przepięknie rzeźbione. Do okna zostało przystawione biurko, a na jego blacie stał pięcioramienny świecznik. W bardziej przyciemnionym kącie pokoju znajdowało się duże łóżko z baldachimem. Po prawej stronie od drzwi toaletka, a po przeciwnej stronie regały i półki. a także...
- Zabawki? - Zielone oczy dziecka rozpromieniały widząc parę pluszowych zabawek, a także lalek.
- W razie gdybyś się nudziła. - Wyjaśnił opiekun podchodząc do regału wypełnionego nowymi książkami w lśniących obwolutach. - Podręczniki do nauki magii. Powinnaś przejrzeć wszystkie nim pójdziesz do Hogwartu.
- A domowe obowiązki? Pranie, sprzątanie, gotowanie...?
- Zapomnij o tym. W tej chwili twym najważniejszym obowiązkiem jest edukacja. Po całym domu możesz poruszać się swobodnie. Jedynym czego tobie nie wolno, to wchodzić bez pukania do mej sypialni, a także biblioteki, rozumiesz? - Spojrzał znacząco na dziewczynkę.
- Tak, proszę pana. - Posłusznie skinęła głową.

Severus ciężko westchnął. Cały wieczór spędził w bibliotece czytając Proroka Codziennego, lecz nie zapamiętał ani jednego zdania. Myślami krążył wokół prawnej podopiecznej. Od teraz miał zajmować się małą dziewczynką, która przypominała jego samego. Zaszczuta. Przerażona. Nie znała wartości swych mocy, a przecież już jako pięciolatka potrafiła chwilami samym dotykiem wyleczyć ranę. W zamian kopana i poniewierana. Zamiast dzieciństwa otrzymywała karkołomne zadania dla dorosłych. Gnębiona i karcona. Przymknął oczy popijając cierpką kawę bez grama cukru. Myślami wyobraźni widział swe lata spędzone w Cokeworth. Jedynym szczęściem jakie go spotkało w tym mieście była przyjaźń z Lily. Rozpromieniała jego nędzne życie. W domu państwo Snape często się kłócili i walczyli ze sobą zaciekle. Nie raz Severus został zbity przez pijanego ojca, ale gdy wychodził do Lily zapominał o przykrych zdarzeniach. Później razem trafili do Hogwartu. W szkole nie było lepiej. Został maskotką służącą do zabawy Huncwotów - czwórki Gryfonów niemogących przetrwać dnia bez udowodnienia mu - Severusowiu, że jedynie żyje po to aby mieli swój worek treningowy. Najbardziej z nich nienawidził Pottera, a później... jego ukochana Lily odeszła z najgorszym wrogiem.
Z rozmyślań wyrwał Snape'a przeszywający na wskroś rozpaczliwy krzyk Megary. Otworzył oczy budząc zmysły ze wspomnień. Wrzaski rozbrzmiewające w całym domu brzmiały jak gdyby dziewczynkę poddawano torturą. Brunet poderwał się z fotela i czym prędzej wybiegł z biblioteki. Nie minęło pół minuty nim wspiął się po schodach na piętro i otworzył drzwi pokoiku Megary. Widział podopieczną. Leżała w łóżku. Miała zamknięte oczy. Wszakże nakazał jej wcześniej pójść spać i wypocząć. Dziewczynka wiła się po łóżku. Szamotała. Krzyczała przeraźliwie. Piszczała jak zaszczuty psiak. Po policzkach spływały łzy, a dłonie zaciśnięte w pięści raniły jej delikatną skórę.
- Megaro! - Podniósł ton pochylając się nad dzieckiem. Nie pomogło. Nie słyszała jego. Złapał dziewczynkę za ramiona i potrząsnął, lecz i to przyniosło daremne skutki. Nie wiedział co zrobić. Nie chciał używać magii na dziewczynce. Nie mógł także zostawić jej w takim stanie. Nie wiedział co się dzieje, ale czy mógł wiedzieć, że dziewczynka leżąca w łóżku tkwi w świecie realnym jedynie ciałem? Mentalnie znajdowała się w innym czasie, lecz... w tym samym miejscu.

- Mówisz, że dostał list do szkoły magii? MAGII?! - Wrzeszczał wściekle mężczyzna ściskając w dłoni taki sam list, jaki Megara tego dnia otrzymała od swego nowego opiekuna. 
- Tak, Tobiaszu... widzisz nie powiedziałam tobie o... - Mówiła skruszona kobieta. Po wyglądzie  można było wyczuć, że nie prowadzi szczęśliwego życia, jej cera była zniszczona, a ciało strasznie wychudzone.
- O czym mi nie powiedziałaś ty suko?! - Zamachnął się nad kobietą, lecz ta zdążyła odskoczyć.
- Jestem czarownicą, nasz syn jest czarodziejem i...
- I dlatego jest takim dziwakiem jak ty?!
- Posiadamy moce, ale... - Nie dane było kobiecie dokończyć.
- Cały przyszły ród Snape będzie takim dziwakiem jak ty i ten bachor! 
- Nie mów tak Tobiaszu. Magia nie jest taka zła. - Mówiła kojącym, spokojnym tonem.
- Magia jest lepsza od ciebie, ty szmato! - Ruszył na kobietę z zamiarem uderzenia, lecz w tym momencie Megara rzuciła się mężczyźnie na plecy. Długie, chude palce oplotła wokół jego szyi usiłując odciągnąć Tobiasza od kobiety. - Jeszcze ci mało ty pierdolona smarkulo?! - Mężczyzna zaczął szamotać się jak dzikie zwierze usiłując zrzucić z pleców dziewczynkę.
- Uciekaj! - Krzyczała Megara w stronę kobiety. - RATUJ SIĘ!
- Nie zostawię ciebie! - Wykrzyknęła kobieta, a po jej ziemistej cerze spłynęły łzy.
- Eileen lepiej rób,co mówi ten bękart, bo inaczej obie was zarżnę jak świnie! - Chociaż szamotał się na wszystkie strony, Megara ostatkiem sił trzymała go nadal za szyję skutecznie odciągając od kobiety. Postawiła sobie za punkt honoru ochronę nieznajomej kobiety. Długie czarne włosy Tobiasza uderzały o twarz dziecka, lecz bezskutecznie. Zdenerwowany złapał małą za nadgarstki i przerzucił jak szmacianą kukłę. Przeleciała całą długość pokoju nim boleśnie uderzyła plecami o ścianę. Upadła twarzą na podłogę. Była obolała, a po policzkach spływały łzy.
- Teraz zobaczysz co tobie zrobię gnoju za mieszanie się w sprawy dorosłych! - Warknął Tobiasz podchodząc żwawym krokiem do dziecka. Złapał za brązowe włosy dziewczynki i brutalnie podniósł do góry zmuszając, aby na niego spojrzała. Dopiero teraz wyraźnie widziała jego twarz, był chudym mężczyzną o haczykowatym nosie, do tego te czarne włosy przypominające Severusa. - Dalej masz tyle energii? - Puścił włosy dziewczynki, lecz w tej samej chwili wyprowadził cios z otwartej dłoni w jej twarz. Z satysfakcją patrzył jak dziewczynka obraca się pod wpływem jego siły i odbija od ściany. Znowu upadła na podłogę, lecz tym razem została pochwycona za ubranie i rzucona na łóżko. Nim zdążyła otworzyć oczy oponent przycisnął nogę do jej klatki piersiowej skutecznie uniemożliwiając dziewczynce oddychanie. 
- Zostaw ją! - Wrzeszczała Eileen podbiegając do Tobiasza i usiłując odciągnąć od Megary. - Słyszysz?! Puszczaj!
- Najpierw niech zrozumie dlaczego nie ma prawa głosu! - Megara widziała psychiczny uśmiech wykrzywiający twarz Tobiasza, po czym nastąpiła ciemność. Mężczyzna przycisnął poduszkę do twarzy dziecka celowo usiłując udusić.

- Megaro! OCKNIJ SIĘ! - Krzyknął wystraszony Severus. Najpierw na jego oczach dziewczynka splunęła krwią, chociaż jej ciału nic nie groziło, a teraz z każdą chwilą twarz siniała coraz bardziej, a oddech zanikał. Widział jak ostatkiem sił dziewczynka usiłowała złapać oddech. - Muszę to zrobić dla twego dobra. - Wyczuł, że ktoś bawi się jej zmysłami. Jedynym co mógł uczynić, to za pomocą okluemncji wedrzeć do umysłu swej podopiecznej i wyciągnąć ją z tego koszmaru. - Zaraz będzie po wszystkim. - Palcami rozchylił powieki dziecka. Dostrzegł, że zielone oczy są zamglone. Nie kontaktowała z rzeczywistością i to mogłoby ją zgubić.

W chwili, gdy Severus postanowił wedrzeć się do umysłu dziecka, Eileen skutecznie odciągnęła Tobiasza od Megary, za co odwinął się uderzając kobietę mocno w twarz.
- Uciekaj! Jedynie w łazience ciebie nie dorwie! Uciekaj! - Krzyczała Eileen. Megara wykonała polecenie. Na chudych nóżkach szybko pobiegła do łazienki. Zamknęła drzwi na zamek i stanęła przy drzwiach. Wiedziała, że z drugiej strony można otworzyć zamek. Zacisnęła dłoń na kluczu i nie zamierzała puszczać. Zamknęła oczy. Błagała aby to wszystko zostało przerwane, aby okazało się jedynie snem. Poczuła silniejsze szarpnięcie za klamkę. Wiedziała, że za nimi stoi Tobiasz i zamierza do niej dostać.
- OTWIERAJ! BACHORZE OTWIERAJ! - Zaczął uderzać dłońmi o drzwi jednocześnie usiłując otworzyć zamek, lecz determinacja i chęć przeżycia Megary były na tyle silne, że na szczęście nie zdołał tego uczynić.
Lecz czy na pewno na szczęście?
- I tak ciebie dopadnę! - Wygrażał. Dziewczynka usłyszała oddalające się kroki, w następnej chwili zaledwie centymetr od jej głowy drzwi przebił ogromny nóż.
- I tak ciebie zabiję! - Mężczyzna szatkował hebanowe drzwi z nadzieją, że w końcu albo dziewczynka wyjdzie, albo ostrze przebije jej serce lub głowę.
- ZOSTAW JĄ! - Severus pojawił się w odpowiednim momencie. Widział swego ojca dziurawiącego drzwi. Widział posiniaczoną i zapłakaną matkę, a także słyszał rozpaczliwy krzyk Megary dobiegający zza drzwi łazienki.
- A kim pan jest?! - Warknął Tobiasz spoglądając na Severusa.
- Dzieckiem, które zamiast tej dziewczynki znajdowało się za tymi drzwiami! Twym synem! - Wysyczał przez zęby. - Chociaż nie nadajesz się na ojca! - Podszedł do Tobiasza. Teraz to Severus wyglądał na silniejszego od swego ojca. - Jesteś wspomnieniem, zjawą dręczącą mą podopieczną! - Spoglądał pogardliwie na Tobiasza. - Zniszczyłeś moje dzieciństwo, zostaw dziewczynkę!
- Dlaczego miałbym to zrobić? - Prychnął rozbawiony Tobiasz.
- Nienawidzisz magii, boisz się jej. - Bez skrupułów wyciągnął różdżkę i skierował w stronę oponenta. - Odejdź, masz ostatnią szansę! Jeżeli tutaj wrócisz i jeszcze raz będziesz zagrażać Megarze, to ciebie zniszczę! - Świdrował wzrokiem Tobiasza, który zaczął się rozpływać jak mgła, aż w końcu całkowicie zniknął.
- Dbaj o nią. - Powiedziała Eileen podchodząc do Severusa. - Jest odważna jak jej rodzice, a oczy niewątpliwie ma po matce. - Objęła czule swego jednorodzonego syna.
- Czy ty...? - Głos mężczyzny ugrzązł w gardle na widok matki.
- Tak, ja nadal żyję Severusie. Teraz zaopiekuj się Megarą. - Po tych słowach także Eileen rozmyła się jak sen.
Megara słyszała całą rozmowę jaka odbyła się za zamkniętymi drzwiami. Wytężała wzrok i słuch, aby być gotową do kolejnego uniku przed ostrzem noża.
- Megaro... - Snape zapukał w drzwi łazienki. - Proszę otwórz drzwi, to ja Severus. - Chwilę potrwało nim dziewczynka przekręciła klucz i wyszła z łazienki, a właściwie rzuciła się w objęcia opiekuna. - Już dobrze. - Wyszeptał obejmując dziecko. Nie przywykł do takiego zachowania, lecz czuł, że w tym wypadku może uczynić wyjątek. Nie tylko Megara potrzebowała takiego gestu, on także. Nie chciał nawet myśleć jakie konsekwencje poniosłoby dziecko, gdyby na czas nie zareagował. Obejmował Megarę płaszczem swych ramion. Czuł jak drży, a także wyczuł łzy na szacie.
- Już dobrze... spokojnie, jesteś bezpieczna. - Starał się uspokoić nie tylko dziewczynkę, lecz także samego siebie. - Otwórz oczy. - Polecił, a gdy to uczyniła znajdowała się w realnym świecie w pokoju otrzymanym od opiekuna. Wciąż tkwiła obejmowana przez Severusa, który obawiał się reakcji dziecka. Wiedział, że był podobny do Tobiasza. Strach budziły myśli, że Megara może widzieć w nim wroga.
- Dziękuję. - Wyszeptała podnosząc oczy na mężczyznę. W zielonych oczach zamiast pogardy Severus wyczytał coś znacznie innego - zrozumiał, że podopieczna zaczęła mu bezgranicznie ufać.

czwartek, 8 października 2015

Informacja

Hej! Kolejny rozdział na tym blogu opublikuje dopiero w przyszłym tygodniu, ale nie martwcie się pracując nad nowym rozdziałem przyszedł mi pomysł na nowe opowiadanie http://czas-huncwotow.blogspot.com/ pierwszy rozdział już jest ZAPRASZAM! Nie martwcie się z całą pewnością nie porzucę tego bloga, będę prowadziła dwa :)

środa, 23 września 2015

Rozdział IV

Hej! Przepraszam za długą nieobecność. Niestety pojawiam się i znikam. Wszystko winą zepsutego komputera. W tym tygodniu powinnam zakupić nowy i wówczas bez problemu na bieżąco będę komentować wasze rozdziały, a i moje publikować regularnie. Na chwilę obecną jest to niemożliwe, ale jak mówiłam jeszcze tydzień i wszystko wróci do normy ;)
Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do lektury.
****************************************

Megara nie ukrywała swego rozdrażnienia i oburzenia. Ogarniała ją wściekłość na cały świat, a zwłaszcza prawnego opiekuna. Nie pojmowała dlaczego aż tak uwziął się na nią. Nie tylko jej jedynej zdarzało się uciekać myślami podczas lekcji, a mimo to właśnie ona obrywała. Nie trzymała frustracji w sobie. Przerwę obiadową postanowiła spędzić poza zamkiem. Jakoś odeszła ochota na jedzenie. Wolała ochłonąć na zimnym jesiennym powietrzu. Dlatego też zboczyła z drogi do Wielkiej Sali. Wycofała się z tłumu. Nikt normalny nie darowałby takiej uczty, lecz czasem bywają chwile, gdzie apetyt całkowicie zanika, a pojawia pragnienie odosobnienia.



Tego dnia pogoda była wyjątkowo kapryśna. Pomimo słońca wiatr wiał prosto w oczy dokoła rozsypując kolorowe liście. Nadeszła jesień i nikt tego nie mógł negować. Dnie stawały się krótsze, a noce dłuższe. Ranną porą zdarzały się przymrozki. W dzień nie było lepiej.
Megara drobnymi dłońmi zaciągnęła kaptur na głowę. Zamierzała lekko opaść na stertę kolorowych liści, gdy poczuła nieprzyjemny uścisk na nadgarstku. Zdekoncentrowana spojrzała na rękę i ku swemu zaskoczeniu dostrzegła, że ktoś perfidnie zaciska swe palce na jej ciele z każdą chwilą coraz mocniej. Podniosła wzrok na osobnika.
- Mogłam się ciebie spodziewać. - Syknęła nieprzyjemnie usiłując uwolnić swą dłoń z żelaznego uścisku.
- Chociaż to wiedziałaś, bo na eliksirach wiedzą nie błysnęłaś. - Usłyszała odpowiedź z ust chłopaka, który należał do najpopularniejszych ślizgonów. Nic dziwnego przynależał do rodu ceniącego sobie czystokrwistość. Nie tylko to wyróżniało chłopaka. Urodą również nie grzeszył. Wysoki o jasnej karnacji i przeszywających niebiesko-lodowatych oczach.
- Odbiło tobie Draco? Puść mnie! - Podniosła ton nie mając zamiaru szarpać się z lordem.
- Nie powinnaś tracić koncentracji zwłaszcza na lekcjach eliksirów! - Powiedział stanowczym tonem nie spuszczając z oczu dziewczyny. Świdrował ją jadowitym spojrzeniem. Ostatecznie z ogromną niechęcią wypuścił smukły nadgarstek.
- To chyba ciebie nie powinno interesować, prawda? - Odgryzła się równie przyjemnym tonem.
- Powinno interesować każdego ślizgona. Wystarczająco przez dwa lata zrobiłaś numerów.
- Zdecydowanie mniej od ciebie. - Zwęziła niebezpiecznie oczy. - Ponadto nie jesteś moim opiekunem, aby dawać rady. Aczkolwiek twa troska doprawdy jest niezwykła. - Wyglądała jak rozwścieczona kobra gotowa do ataku. - Lepiej wracaj do Wielkiej Sali na obiad, a mnie zostaw samą.
- Przez twą nieuwagę stracimy szansę na Puchar Domów. Znowu! - Wysyczał przez zęby.
- Zastanawiałem się kto robi tyle krzyku? - Do rozmawiających ślizgonów podszedł młody, wysoki młodzieniec o ciemnych oczach i blond włosach. Miał na sobie szkolną szatę z godłem węża. Na jego widok oczy Megary rozpromieniały, natomiast złość Malfoy'a widocznie przemieniła we wściekłość. - A to tylko mały Dracuś się denerwuje. - Cmoknął z przekąsem. - Znowu nie otrzymałeś tego czego chciałeś? Nie musisz z tego powodu wyżywać się na Meg.
- Doradus... -  Odwarknął Draco. Panowie nie ukrywali swej wzajemnej niechęci. Nigdy nie pałali do siebie przyjaźnią, a gdy tylko przebywali w jednym miejscu wywierali na otoczeniu wrażenie jakby nagle odcięto dopływ tlenu. Nie musieli wymieniać słów, aby wszyscy dostrzegli piorunujące spojrzenia niemalże o sile zabijania. - W przeciwieństwie do ciebie nie mam o co się denerwować. Mnie przynajmniej stać...
- Na co? - Prychnął rozbawiony Doradus spoglądając na dziewczynę stojącą obok Malfoy'a. - Na leczenie nerwicy w szpitalu św. Munga? - Mruknął cynicznie zdecydowanie stając między Megarą, a jej oponentem. - Lepiej ją zostaw. Gdyby profesor Snape dowiedział się, że dręczysz jego podopieczną raczej nie byłby zadowolony. - Powiedział z wyczuwalną groźbą w tonie. Wyglądało na to, że jeżeli Malfoy nie odejdzie, to Doradus nie miał zamiaru czekać ani chwilę i donieść na niego opiekunowi.
- Nie zapominasz się Musta? - Prychnął wzgardliwie Malfoy lustrując chłopaka pogardliwym wzrokiem. Młodzieniec okazał się o głowę wyższy od Dracona. Przystojny o atletycznej budowie. Nic dziwnego, że przyjęli go do drużyny wszakże wysportowany i silny nadawał się idealnie na pozycję obrońcy. - Megara skutecznie uniemożliwia nam zdobycie Pucharu Domów. Znowu podpadła naszemu opiekunowi.
- Dobrze znasz profesora Snape'a. Gdy raz się na kogoś uprze nie odpuści mu do końca szkoły. - Kątem oka spojrzał na dziewczynę. - Jestem pewien, że Meg szybko nadrobi stratę punktów i nie musisz się tym tak zamartwiać. Lepiej będzie jak sam zaczniesz zdobywać punkty dla domu. a nie strofujesz innych za utratę choćby jednego.
- Musta twa głowa jest pusta jak kapusta. Nie baw się w bohatera. Lepiej wytłumacz swojej koleżance, że jeżeli będzie marzyć to nic jej z tego nie przyjdzie. - Fuknął Malfoy wlepiając gniewne spojrzenie w oczy chłopaka.
 - Z pewnością wychodzi na tym lepiej niż ty na swoim braku wyobraźni. Spływaj Draco. Nic tu po tobie. Jedyne co potrafisz to donosić i skarżyć swojemu tatusiowi. Bez niego zaś nic nie umiesz zdziałać.
 - Draco przynajmniej ma ojca, nie to co ty Musta. – Prychnął Goyle  podchodząc do Dracona w oczekiwaniu, aż jego pan da znak do zaatakowania.
-Wolę go nie mieć niż chodzić i obnosić się ojcem mordercą. - Uśmiechnął się kpiąco.
- Lepiej odszczekaj to, co powiedziałeś. – Warknął Malfoy. Nie spuszczał wzroku z blondyna. Gniew zaczął napędzać mu krew. W jednej chwili blada twarz przybrała kolor ognistej purpury. Wiedział, że Doradus usiłuje skompromitować nie tylko jego, lecz także, a może przede wszystkim, jego ojca na co nie mógł pozwolić. "A to wszystko przez ciebie" pomyślał spoglądając wściekle na szatynkę do której dojście taranował Doradus. Dziewczyna w myślach przyznawała rację swemu obrońcy, Draco dość często wypowiadał „mój ojciec się o tym dowie” jakby sam nie potrafił bronić swoich interesów. Mimo to chwilowo nie zamierzała wtrącać się do rozmowy. Czuła, że w przeciwieństwie do Dracona wiecznie potrzebującego ochrony i poparcia ojca, Doradus sam świetnie sobie radził w życiu. Mimo to młody panicz uczynił coś, czego nie każdy się po nim spodziewał. Wszakże od obrony miał swych goryli, a tymczasem nie mając zamiaru dłużej czekać i wdawać się w słowne przepychanki zacisnął dłoń w pięść i rzucił na Muste.
        Skończyła się przerwa obiadowa, coraz więcej osób wychodziło na błonia, a widząc potyczkę między dwojgiem ślizgonów nie omieszkali poinformować reszty znajomych o owym incydencie. Po chwili całe błonia zalała młodzież. Podchodzili coraz bliżej, aby dokładnie widzieć starcie dwóch blondynów obok których stała jedynie Megara Desire.
        Musta z łatwością ochraniał siebie od ataków. Okazał się o wiele silniejszy fizycznie od syna Lucjusza. W dodatku posiadał znacznie więcej doświadczenia w walce na pięści, a drobnej postury Draco nie stanowił dla Doradusa odpowiedniego przeciwnika.
- Malfoy, z czym do ludzi? Najpierw poćwicz, a dopiero potem rzucaj się na ludzi. Póki co źle dobrałeś sobie przeciwnika. - Uśmiechnął się parszywie wykręcając dłoń Dracona w taki sposób, że musiał pochylić swe ciało znacznie do przodu. Draco nie zamierzał zbyt szybko dać za wygraną. Nie znał słowa „porażka”. Wykręcona ręka zabolała, lecz nie oznaczało to, że odpuści. Odwrócił się gwałtownie w stronę przeciwnika jednocześnie podstawiając mu haka. Megara czuła się coraz bardziej zdekoncentrowana. Przyszła na błonia, aby odetchnąć, a tym czasem atmosfera stała się tak gęsta, że można kroić ją nożem.
            Skoncentrowana na pojedynku ślizgonów nie dostrzegła, że ktoś do niej podszedł. Nic zatem dziwnego, że aż podskoczyła gdy usłyszała pytanie wypowiadane prosto do ucha.
- O co tutaj chodzi? – Rozmówca zdawał się poirytowany. Widocznie powtarzał pytanie, aż Desire nie zareagowała na jego obecność.
- Nie strasz mnie! - Wykrzyknęła spoglądając z uśmiechem na towarzysza, którym okazał się chłopak jeszcze bardziej znienawidzony przez Dracona niż Doradus.
- Nie było ciebie na obiedzie, a jak wyszedłem na błonia to mam widok dwóch ślizgonów i ciebie w tle zupełnie zdekoncentrowaną. - W zielone oczy dziewczyny wpatrywały się równie zielone męskie oczy przez szklane okulary.
- Chciałam odpocząć po lekcji z profesorem Severusem, gdy… - Powoli opowiedziała Potterowi ze szczegółami o co się rozeszło, i że to ona okazała się prowodyrem całej sytuacji, która szybko zmieniła tor na ojców chłopaków. W międzyczasie bliźniacy Weasley znani ze smykałki do interesów sporządzali listę i przyjmowali zakłady.
- Kto wygra? Doradus czy Draco?
- Kto trafi do Skrzydła Szpitalnego?
- Ile zębów straci Malfoy? - Mówili jeden przez drugiego i nie mogli narzekać na brak zainteresowania. Tyle ile było osób na błoniach, tyle sprzedali losów, chociaż zdania były podzielone.
- W takim razie postawię 5 galeonów na Doradusa! - Potter zamachał w stronę Freda zmierzającego w ich kierunku.
- Przestań, to nie jest zabawne, Harry! - Ofuknęła go Megara.
- Dla mnie to zawsze rozrywka patrzeć jak Draco obrywa. Zwłaszcza, gdy czepia się ciebie. - Powiedział otwarcie Potter. Dziwna więź między synem James'a Potter'a a podopieczną Severus'a Snape'a wytworzyła się od pierwszego roku nauki. Poznali się podczas wizyty u Madame Malkin. Tamtego pamiętnego dnia mogli poznać również Dracona Malfoy'a. Nie polubili blondyna ze względu na jego nastawienie do Hagrida, tylko dlatego, że nie był czystej krwi czarodziejem, nie należał do zamożnych osób, nie uznawał czystości krwi... W sumie dużo można byłoby wymieniać, lecz tego typy powody na skreślenie człowieka zdawały się zarówno Potter'owi jak i Desire niesprawiedliwe i stawiające w złym świetle Dracona, a nie osobę, którą krytykował. Miesiąc później zostali przydzieleni do dwóch wrogich domów, lecz to nie przeszkadzało im w dalszej przyjaźni. Czasem pomagało w wielu aspektach. Najważniejsze dla ich przyjaźni były priorytety wyglądające identycznie. Możliwe, że dlatego, iż obydwoje wiele upokorzenia doznali w swym życiu, a bardzo mało [o ile w ogóle] ciepłych uczuć.
- Zaraz dołączysz do nich i razem będziecie w trójkę ze sobą walczyć i rozkwaszać swe twarzyczki, co?  - Warknęła poddenerwowana Megara.
- Dobry pomysł, chociaż raczej Doradus nie potrzebuje pomocy. - Mruknął jeden z bliźniaków.
- No co ty George? - Zdziwił się drugi rudzielec wyglądający identycznie. - Dorzucimy do zamieszki Harry'ego to więcej zarobimy.
- A swoją drogą... - Spojrzeli z rozbawieniem na Megarę.
-...To aż dziwne.
- Co jest takie dziwne? - Mruknęła Desire.
- Nie ważne, którego wybierzesz i tak inicjały się nie zmienią. - Powiedzieli jednocześnie i roześmiali się spoglądając na kotłujących ślizgonów. - Draco Malfoy i Doradus Musta.
- Mogliście przyjmować zakłady na inicjały zwycięzcy. - Zaśmiała się Megara. Doprawdy nigdy nie zwracała uwagi na taki detal jak inicjały, lecz jednak coś łączyło dwóch zawistnych węży. - Tak czy owak powinnam ich rozdzielić.
- Ani się waż! – Powiedział Fred. – Jeżeli się uda, to Draco przyniesie nam fortunę.  - Spojrzeli na "arenę" za jaką służył kawałek trawnika. Draco nieustępliwie nakazywał Doradusowi cofnąć zdanie o swym ojcu, lecz chłopak pozostawał nieugięty.

- Lepiej wypluj to, co powiedziałeś o mym ojcu! – Charczał zaciekle Draco z którego ust spływała struga szkarłatnej krwi.
- Nie mam zamiaru. - Wychrypiał Musta. Wbrew pozorom słabszy przeciwnik nie pozostawał dłużny. Z nozdrzy Musty kapała purpurowa maź. - Każde słowo jest prawdą. Mam zaprzeczać faktom? Niedoczekanie twoje - Chwycił Malfoya za szyję i wyprowadził bolesny cios w brzuch w zamian lord wgryzł się w jego nadgarstek zmuszając, aby go puścił.
- Musta! Malfoy! Co tu się dzieje?! - Jeden z nauczycieli pojawił się zwabiony okrzykami i wiwatami uczniów. Megara wiele dałaby, aby kto inny z grona pedagogicznego pojawił się jako pierwszy, lecz niestety wszędzie poznałaby ten cichy, a jednocześnie stanowczy ton. godną postawę, a także czarną szatę otulającą ciało profesora. Jego mina wprawiała uczniów w apopleksję. Zwęził usta, a oczy płonęły gniewem. Nienawidził tego typu sytuacji. W takiej chwili nawet przynależność do Slytherinu nie stanowiła wystarczającego argumentu, aby przymknął oko na poczynania swych wychowanków. Zwłaszcza, że jedną z osób stanowiącą centrum zainteresowania okazała się jego prawna podopieczna i to właśnie na nią spojrzał w pierwszej kolejności.
Widziała jego ciemne oczy, nie zabolał dziewczyny gniew jaki w nim ujrzała, lecz to czego było mniej, a jednak mocniej raniło, rozczarowanie. Zwiesiła głowę nie będąc w stanie dłużej wytrzymać przytłaczającego spojrzenia wychowawcy.
- Rozejść się. – Wysyczał podnosząc wzrok na zgromadzenie.  – Desire ty zostajesz. – Warknął głucho. Dziewczyna jedynie głośno westchnęła i pokiwała głową. I tak nie była wstanie się poruszyć.
- Zostać z tobą? – Zapytał szeptem Potter.
- Nie bądź głupi Harry. – Wyszeptał grobowym tonem Ron podchodząc do przyjaciela. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Severus najmniej lubił Harry'ego, a może nawet nienawidził. Owe zdanie podzielała nawet Megara. Widziała jak od pierwszej klasy profesor znęcał się nad Harry'm. Wyszukiwał pretekstów na siłę, aby tylko przyczepić się do Potter'a i ukazać, że jest dla niego nikim, no...może z wyjątkiem obiektu do wyładowania frustracji.
- Rudy ma rację. – Megara ostrożnie spojrzała w zielone oczy Gryfona. – To sprawa ślizgonów. Nie mieszaj się do tego, bo profesor wyładuje swój gniew na tobie. – W tonie dziewczyny można było wyczuć troskę i obawę. Czuła się współwinna całej tej szopce, chociaż jedynie zamierzała odsapnąć przed następną lekcją, a tymczasem zamiast poukładać myśli za sprawą Malfoy'a, były jeszcze bardziej chaotyczne.



Snape nakazał całej trójcy ruszyć za nim. Zaprowadził ich do swego gabinetu znajdującego się w jednym z lochów.
- Desire, Malfoy i Musta… - Wysyczał gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi. Uczniowie stali równo obok siebie. Wyprostowani oczekiwali na to co miało nadjeść i jednocześnie błagali w myślach, aby wizyta w gabinecie Snape'a jak najszybciej dobiegła końca. – Trzech ślizgonów robiących zamieszanie podczas przerwy obiadowej, to dobrze nie świadczy o Slytherinie. Uważacie, że odwalanie szopki pośrodku zbiegowiska gryfonów i innych domów jest odpowiednie? – Skrzyżował dłonie na ramionach, także wyglądał jak ogromny, wściekły nietoperz. – Megaro zacznijmy od ciebie... - Szczeka dziewczyny zadrżała, gdy usłyszała swe imię. Przerażonymi, załzawionymi oczami spojrzała na opiekuna. -...jakoś nie dziwi mnie twoja obecność podczas sprzeczki. – Spojrzał z góry na swą podopieczną, która wyczuła zawód w tonie profesora.
- Nie czułam się zbyt dobrze, po lekcji eliksirów. - Zaczęła drżącym tonem usiłując powstrzymać łzy uparcie cisnące do oczu. Nie dlatego, że się obawiała, lecz dlatego, że zawiodła opiekuna. - Chciałam ochłonąć i poukładać myśli. A tymczasem Draco zaczął mną szarpać i wykrzykiwać, że przeze mnie stracimy szansę na Puchar Domów.
- I uważasz, że nie miał racji? Potrafisz tracić ogromną ilość punktów.
- Ale szybko je nadrabiam i to z nawiązką. - Dodała na swe usprawiedliwienie.
- Milcz dziewczyno. – Syknął Snape. – Malfoy od kiedy to masz prawo robić mej podopiecznej wyrzuty? Nie sądziłem, że czujesz się odpowiedzialny za jej wychowanie. - Opiekun Slytherinu miażdżył wzrokiem Malfoy'a, a taki widok zdaniem pozostałej dwójki był warty chwili spędzonej w gabinecie profesora. Draco spuścił wzrok jak spłoszony szczeniak.
- Po-ponieważ przez Megarę… - Zarówno Desire, jak i Muste zaskoczyło zachowanie Dracona. Jeszcze nigdy nie słyszeli, aby jąkał się nie wiedząc co powiedzieć... no może z wyjątkiem, gdy na drugim roku dostał ochrzan do Marcusa Flinta - kapitana drużyny ślizgonów w Quiddtichu - gdy Malfoy nie złapał znicza, chociaż skrzydlata piłeczka praktycznie osiadła mu na głowie.
- Jedno na drugie zrzuca winę, a mimo to nie Megara robiła szopkę szarpiąc się pośrodku widowiska. I to nie Megara przez poprzednie lata traciła punkty usiłując złapać innych na gorącym uczynku jednocześnie podając siebie na tacy. – Warknął wściekle Snape. – Musta masz cokolwiek na usprawiedliwienie swego zachowania?
-Nie, panie profesorze - odpowiedział Doradus, choć nie było do końca prawdą to co mówił. Nie on zaczął bijatykę, ale umiejętnie sprowokował Dracona do zrobienia z siebie pośmiewiska. Jednak po co starać się tłumaczyć? Już po obsmarowaniu pozostałych dwóch ślizgonów wiedział, że cokolwiek nie powie to nauczyciel od eliksirów będzie niezadowolony.
- Zatem działasz impulsywnie zanim o czymkolwiek pomyślisz. - Zawyrokował opiekun.
- Stanął w mojej obronie! – Podniosła ton Megara. Nie mogła zdzierżyć myśli, że Doradus musi obrywać tylko dlatego, że ją ochronił, chociaż wcale go o to nie prosiła. – Później Draco uznał, że można pośmiać się z osierocenia Doradusa.
- Ej, ej! - Zakrzyknął młody lord spoglądając ostrzegawczo na dziewczynę.
- Nie życzę sobie, abyś zwracał się w ten sposób do mej podopiecznej? Rozumiesz? - Severus spojrzał na Dracona z wyższością, jakby spoglądał na małego robaka. Owszem lubił syna Lucjusza, lecz wszystko miało swe granice, a Megary nie pozwoli nikomu poniżać.
- Przepraszam profesorze, to dlatego że Megara go broni, a Musta... - Zgromił wzrokiem Doradusa. - Nazwał mego ojca mordercą! – Warknął Draco.
- Doprawdy? – Severus uniósł prawą brew do góry. – A skąd masz takie informację Musta?
- Tak jest, panie profesorze. – Odezwał się Draco.
- Ojciec Dracona jest śmierciożercą. Nie jestem jedyną osobą wierzącą w to, że kogoś zabił... i nadal jest w stanie - spojrzał na tlenionego ślizgona - obiło mi się o uszy, że tuż przed wakacjami chciał poczęstować Pottera Avadą, za odebranie mu sługi.
- To co obiło się o twe uszy mało mnie interesuje. Powiedz masz dowód na to, że Lucjusz Malfoy jest śmierciożercą, aby obrażać go w ten sposób zwłaszcza w obecności jego syna? – Zwęził niebezpiecznie oczy nie spuszczając wzroku z Doradusa.
- Panie profesorze, coś takiego jak "dobry śmierciożerca" nie istnieje. Każdy z nich ma nie jeden haniebny czyn na sumieniu.... - pokręcił głową - a to, że Lucjusz Malfoy jest, a przynajmniej był śmierciożercą nie jest żadną tajemnicą. Wystarczy się zainteresować i poczytać gazety i inne bardziej wiarygodne źródła, aby dotrzeć do informacji o rozprawach sądowych, gdzie sądzeni byli śmierciożercy, ale większość z nich uniewinniono ze względu na pochodzenie i pieniądze, które z pewnością sędziów przekonały.
- Nie pieniądze przekonały sędziów, a dowody na to, że działało się pod wpływem imperiusa. Na twym miejscu nie starałbym się dyskutować na tematy, które jedynie myślisz, że dobrze znasz. W tej chwili ta dyskusja nie jest odpowiednia. Malfoy nie usiłuj więcej mobingować Megary... Musta zostaw temat śmierciożerców i więcej nie obrażaj rodu Malfoy’ów.
- A ja to niby co? Mam zakaz wychodzenia na błonia? – Prychnęła Megara.
- Już dostałaś dzisiaj szlaban. Mimo to wasza dwójka. – Spojrzał na Muste i Malfoy’a. – Traci po piętnaście punktów. Później zostaniecie poinformowani o szlabanie. Teraz idźcie na lekcję, tylko grzecznie, bo jeżeli jeszcze raz dowiem się o takim incydencie jaki miał miejsce przed chwilą dostaniecie dożywotni szlaban. Nie życzę sobie, abyście więcej razy wystawiali Slytherin na pośmiewisko! - Profesor nie musiał powtarzać dwa razy. Dla całej trójki pozwolenie na opuszczenie gabinetu, było niemal jak akt łaski. W pierwszej kolejności wyszła Megara, później panowie przepchnęli się przez drzwi.


- Widzisz Draco... - Musta zwrócił się do chłopaka, gdy odeszli od Snape'a. - Nie jesteś sam w stanie sobie poradzić. Nawet teraz to właśnie nauczyciel musiał ratować ci tyłek, bo sam nie byłeś  w stanie nic zrobić. - Zaśmiał się gorzko. Szlaban go nie bolał, a punkty jakoś się odrobi.
- Sądzę, że jednak to tobie profesor uratował cztery litery. Inaczej wyglądałbyś jak zgniła czyrakobulwa po spotkaniu ze mną. – Warknął mściwie Malfoy. – Ale nie łudź się, że zapomnę o tej sytuacji. Jeszcze mi za to zapłacisz.
- Oczywiście Draco, będę o tym pamiętał nim wykonam jakikolwiek krok spodziewając się twoich śmierdzących zagrywek, bo fair to nigdy nie umiałeś grać.
- Dorad, proszę… - Megara chwyciła chłopaka dając znak, aby na moment się zatrzymał. – Znowu ja najbardziej oberwę, jeżeli znowu rzucicie się na siebie.
- Megaro, a ja po raz wtóry ci mówię, że nie musisz nas na siłę rozdzielać. - Odparł chłopak.
- Tylko, że wszystko zaczęło się ode mnie.
- Bo co? - Zapytał Doradus. - Bo straciłaś aż osiem punktów? - Prychnął rozbawiony. - Malfoy robi szopki szukając pretekstu, aby traktować ciebie w ten sposób, a ja na to nie pozwolę.
- Obrońca się znalazł. - Fuknął cynicznie Dracon.
- Powiesz to samo profesorowi? Z tego co widziałem on także nie toleruje, gdy usiłujesz poniżyć jego podopieczną.
- Doradus lepiej chodź. - Megara kurczowo złapała kolegę za ramię. - Muszę napisać bardzo czasochłonne wypracowanie na temat eliksiru Bahnacydowego, aż na dziesięć stóp! Wiem, że mi pomożesz... - Szczebiocząc do ślizgona pociągnęła go w stronę biblioteki zostawiając Draco z tyłu.

czwartek, 3 września 2015

Rozdział III

Hej. Dziękuję za Wasze zainteresowanie moim blogiem. Komentarze, które pozestawiacie dają mi motywację do dalszego tworzenia.
*********



 Znowu została postawiona przed faktem dokonanym. Nie miała prawa sama zadecydować o swym losie. Mężczyzna otulony czernią pojawi się w jej życiu i stwierdził, że został jej prawnym opiekunem, po czym wyprowadził z domu. Nikt nie zapytał "czy tego chcesz?" po prostu musiała się dostosować. Lecz czy gdyby miała prawo głosu nie skorzystałaby ze sposobności, by wyrwać się od tyranów na tyle bezczelnych, aby nazywać siebie jej opiekunami? Prawdopodobnie byłoby tak, jak teraz. Skorzystałaby z możliwości i wyruszyła z nieznajomym, przed którym czuła respekt, lecz nie czuła obawy.Wszakże w poprzednią noc miała sen. Śniła o urokliwej kobiecie. Nie pierwszy raz widziała ją we śnie. Zawsze, gdy tkwiła w jej ramionach czuła się bezpieczna i kochana. Uczucia doznawane we śnie, były odległe od towarzyszących na co dzień. W tym śnie z zeszłej nocy zapamiętała słowa

"Meg przyjdzie po ciebie pan odziany w czerń. Nie bój się tego co będzie. Zabierze ciebie stąd. Idź z nim. Nie zamierza ciebie skrzywdzić. Chociaż jest stanowczy i poważny. Zabierze ciebie do miejsca, w którym niegdyś ja odnalazłam szczęście. Tym miejscem jest Hogwart".

   Rozmyślała nad owymi słowami krocząc obok Severusa przez jedną z najbardziej zatłoczonych ulic Londynu.
- Nie masz za wiele ubrań. Właściwie w ogóle ich nie masz. - Odezwał się beznamiętnym tonem patrząc prosto przed siebie. - Trzeba wyrzucić twoje... - Odkaszlnął. - rzeczy i zastąpić nowymi.
- Proszę, niech pozwoli mi pan zostawić lalkę i kapsle.
- Niby po co one tobie, skoro możesz mieć nowe?
- Lalka Dajana i kapsel, to moi przyjaciele. Jedynie oni umilali mi czas. - Na te słowa mężczyzna uniósł brew do góry w geście zdumienia. Nie przypuszczał,że jego podopieczna jest na tyle sentymentalna i wrażliwa. Krótka chwila wystarczyła, aby wiedział, że Megara nie pasuje do Slytherinu. Nie należała do osób wyniosłych, a jeżeli nawet to była zbyt delikatna na ślizgońskie standardy.
- Ubrania lądują w koszu. - Przystanął na moment. Z parcianej torebki wyciągnął lalkę oraz kapsle w woreczku i wręczył dziecku. Pozostałe rzeczy wraz z torbą wylądowały w przydrożnym koszu.
- Wchodzimy. - Oznajmił wskazując centrum handlowe mieszczące najróżniejsze sklepy. Megara pierwszy raz była w takim miejscu. Nie za bardzo wiedziała, co tutaj robi, lecz jej opiekun znał cel tej wizyty. Pierwszym sklepem do jakiego weszli, był butik z dziecięcą i młodzieżową odzieżą.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć?-Zapytała od progu uprzejmie ekspedientka.
- Dzień dobry, poszukujemy ubrań dla dziewczynki. Mają być i eleganckie, i luźne, a także sportowe.
- Ciężko będzie znaleźć taki ciuch, spełniające wszystkie wymienione przez pana kryteria.
- A czy ja powiedziałem o jednej rzeczy? Potrzebujemy wszystkiego, łącznie z wygodną bielizną. - Spojrzał na Megarę ciekawie przyglądającą się jeansom z kolorowymi wstawkami.
- Podobają się tobie?
- J-ja... - Cicho wybąknęła dziewczynka.
- Tak, pytam ciebie. - Mruknął ponuro Snape.
- Jaki radykalny człowiek. - Dobiegły słowa z jednego regału, gdzie stały dwie sędziwe kobiety i od pewnego czasu przyglądały się Severusowi.
- Jak może tak mówić gburowato do dziecka?
- Niewychowany.
- Wygląda jak wampir.
- Raczej nietoperz.
Severus puszczał obelgi mimo uszu, chociaż przychodziło mu to z oporem. Najchętniej zwróciłby uwagę wścibskim mugolom, lecz wiedział, że da im pretekst do kontynuowania plotek.
- Tak, są ładne. - Odpowiedziała Megara.
- Zatem przymierz i zobacz, czy pasują. - Polecił opiekun.
- Czy zaparzyć panu herbaty? - Zapytała uprzejmie ekspedientka - młoda i elegancka, kobieta z chytrym wyrazem twarzy. Wyczuła niezły interes z obecności czarnego jegomościa i towarzyszącej mu dziewczynki.
Snape nie przepadał za ludźmi pazernymi, lecz w tym momencie był zadowolony. Wiedział,że kobieta odpowiednio zadba o zawartość szafy jego podopiecznej.
- Nie, dziękuję. Na pani barkach spoczywa uzupełnienie szafy tego dziecka.
- Rozumiem. - Kobieta od razu zaczęła działać. Wprowadziła Megarę między półki i wybierała najróżniejsze ubrania.
Dla Meg była to odmienna chwila. Nigdy jeszcze nie widziała tylu ubrań. Myśl, że może wiele z nich otrzymać sprawiała,że nie miała zamiaru narzekać. Przystawała na wszystko, co idealnie leżało. Nie zważała na kolor ani fason. Dostrzegł to Snape siedzący na pufie i obserwujący zachowanie dziewcząt.
- Megaro pozwól na moment. - Zagrzmiał Severus. Owszem nadal zamierzał uzupełnić garderobę podopiecznej, lecz pod warunkiem, że ubrania naprawdę spodobają się małej. Niemiał zamiaru bezmyślnie napełnić kasy sklepowej, nie otrzymując odpowiednich rezultatów.
- Tak? - Zapytała stając na baczność przed Severyusem.
- Dlaczego zgadzasz się na wszystko? Doprawdy wszystkie ubrania się tobie podobają? Czy po prostu zgadzasz się na wszystko,gdyż sama nie posiadasz niczego?
- Co za potwór! -Nadal komentowały dwie starsze panie, które przeglądały chłopięce ubrania widocznie poszukując czegoś sensownego dla swych wnuków, jednocześnie drugim okiem śledząc Snape'a.
- Przesadza.
- Co za idiota powierzył mu dziecko?
- Napij się. - Polecił podając dziecku butelkę z kapslem wyglądającym jak miniaturowa dynia. Megara wykonała polecenie i stwierdziła, że nigdy nie piła nic tak pysznego.
- Co to jest? - Zapytała o wiele śmielej.
- Sok z dyni, a teraz idź i przejrzyj wybrane ubrania. Odrzuć te, które się tobie nie podobają i zastąp innymi. Jeżeli nic się tobie nie spodoba, to pójdziemy do innego sklepu.
- Dobrze. - Roześmiana odbiegła w stronę przymierzalni.
"I taka masz być" stwierdził w myślach Severus widząc, jak dziewczynka przebiera odzież. Odrobina Veritaserum wydobyła z Megary jej prawdziwe oblicze. Nie była już tak nieśmiała i bezkonfliktowa. Nie przystawała na wszystko. W ciągu kwadransa wybrała rzeczy,. które naprawdę trafiły do jej gustu. Severus powoli wstał z pufy i podszedł do ekspedientki usiłującej na siłę wcisnąć dodatkowe rzeczy jego podopiecznej.
- Megaro, czy wybrałaś wszystko, co chciałaś? - Zapytał rzeczowo.
- Tak. - Dziewczynka przytaknęła głową, a wokół niej leżało sporo bluzek, spodni, podkoszulków i inna odzież.
- Ale może na cieplejsze dni jeszcze ten sweterek będzie idealny? - Kobieta pokazała błekitny pulower z wyszytym różowym klaunem.
- Nie podoba mi się...
- Zobacz jaki mięciutki.
- Nie lubię klaunów. Boję się ich.
- Klauny są wesołe.
- Nie bardziej niżeli pani. - Stwierdził chłodno Severus przenikając kobietę wzrokiem. - Czy nie słyszała pani, co mówi klientka? Nie jest zainteresowana innymi ubraniami poza tymi, które wybrała. A jeżeli nie przestanie pani naskakiwać, to wyjdziemy bez żadnych zakupów.
- Oczywiście, przepraszam. - Pozbierała wybrane przez dziewczynkę rzeczy i spakowała do toreb. Severus bez słowa zapłacił za ubrania.
- Ale uprzejmy.
- A taki niepozorny.
- Idealny.
- Mam córkę na wydaniu. Mógłby zostać jej mężem.
-Taki stanowczy.
- Wyrozumiały... - Po zachowaniu Snape'a starsze panie zaczęły inaczej, go spostrzegać. A Severus?

Jedynie śmiał się w myślach. Wiedział,że ludzie wiecznie będą gadać. Zwłaszcza starsze panie, którym po prostu nudzi się, a obgadywanie ludzi stanowi dla nich idealną rozrywkę.

Nim wyszli z Centrum Handlowego minęło ponad dwie godziny. Mimo to Severus nie miał zamiaru tracić na czasie. Wszakże od jutra zacznie się sierpień, a sam również musi dopracować program szkoleniowy do końca wakacji. Nie musiał martwić się o powody do odejmowania punktów, czy też o dawanie kar w postaci szlabanów. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że uczniowie sami chętnie dadzą mu multum pretekstów. Chociaż jeżeli chodzi o Gryfonów to nawet brak powodów do odjęcia punktów, był idealnym powodem.
 

- Gdzie idziemy? - Zadała kolejne pytanie w ciągu kwadransa. Severus powoli zaczął zastanawiać się czy dobrze zrobił podając Megarze veritaserum. Nie miał pojęcia, że dziewczynka jest aż tak gadatliwa i ciekawa świata.
- Już mówiłem, że na Ulicę Pokątną. Tam zostaniesz wyposażona w szkolne przybory i książki.
- Współczuję panu, tyle dźwigać. Może mogłabym pomóc?
- Nie ma takiej konieczności. Wchodź. - Oznajmił wskazując na drzwi budynku umieszczonego pomiędzy biblioteką a sklepem muzycznym. Megara wykonała polecenie i już po chwili znajdowała się w pomieszczeniu ciemnym i obskurnym. Severus korzystając ze sposobności, że znajdują się poza ciekawskimi mugolami użył zaklęcia zmniejszającego i po chwili wszystkie dwadzieścia toreb swobodnie schował do kieszeni szaty.
Dziurawy Kocioł sprawił, że Megara wytrzeszczała szeroko oczy nie mając pojęcia co powiedzieć ani zrobić. Nie wypowiedziała swych lęków na głos, ale obawiała się służby w tym miejscu. Zwłaszcza, że doprawdy dziwne osobistości tutaj zaglądały. Niektórzy mieli na sobie togi i spiczaste tiary, a jeszcze inni wyglądali jakby odziali płaszcze ze smoczej skóry lub sierści gryfa.
- Czy od teraz będę tutaj mieszkać? I...usługiwać? - Przemogła w sobie lęk i zapytała drżącym tonem rozglądając dookoła po osobach. Severus wiedział, że mała pierwszy raz ma do czynienia z czarodziejami. Wszystko szokowało ją począwszy od ubioru, a skończywszy na samo-mieszających łyżeczkach do herbaty, na których widok zakrzykiwała "ooo!". Snape'a zaskoczyła reakcja podopiecznej i to negatywnie. Nie dopuszczał do swych myśli informacji, żeby Megara usługiwała komukolwiek, a zwłaszcza w tym miejscu. Priorytetem powinna stać się dla niej nauka i pogłębianie wiedzy czarodziejskiej, a nie pełnienie funkcji służącej.
- Nie. Idziemy na zakupy. Nie pytaj o szczegóły. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. - Powiedział stanowczym tonem spoglądając na Megarę z góry. 
- W-Witaj S-Severusie... W-widzę, ż-że p-przyłączyłeś się d-do p-projektu a-adoptowania m-magicznych s-sierot. - Z rozmyślań wytrącił go głos młodego, bladego mężczyzny, który wyglądał na wystraszonego.
- Sierotą to ty jesteś Quirrell, a mimo to nikt nie zaopiekował się tobą - Odparł cynicznie Severus. - Megaro, chodź. - Złapał małą za rączkę i już sunął ku wyjściu, gdy dopadło go grono ludzi. Nie tylko znajomych, lecz również wiele rodziców jego uczniów zapragnęło zagadnąć profesora.
- Nieodpowiedni moment - Odparł niezbyt uprzejmie wychodząc z Dziurawego Kotła tylnym wyjściem. Znowu dostrzegł zaskoczenie malujące się na twarzy dziecka. Z całą pewnością nie wiedziała z jakiego powodu znajdują się przed ceglanym murem. 
Severus nie zamierzał tracić czasu na zbędne słowne tłumaczenia. Sięgnął pod wewnętrzną stronę płaszcza i wyciągnął różdżkę. Zastukał nią odpowiednio w mur, a po chwili ku zaskoczeniu Megary cegły zaczęły się ruszać formując przejście.
- Najpierw powinniśmy udać się po szaty. Zostaniesz tam na moment, a ja pójdę po książki i potrzebne rzeczy. Następnie wybierzemy tobie różdżkę.
- Jeszcze więcej ubrań? - Aż zapiszczała z podekscytowania.
- Owszem. Taki jest wymóg.


Chwilę później doszli do dużego sklepu nad którego wejściem wisiał szyld "MADAME MALKIN - SZATY NA WSZYSTKIE OKAZJE".

- Witaj Severusie.  - Nim weszli do środka podeszła do nich urokliwa kobieta o włosach w kolorze czarno-blond i piwnych oczach. Doprawdy wyglądała na elegancką damę, a do tego powitała Snape'a z uśmiechem. 
- Witaj Narcyzo. - Severus ujął dłoń kobiety i ucałował na przywitanie, po czym stanął wyprostowany. 
- Dzień dobry. - Przywitała się Megara delikatnie schylając głowę.
- Draco, co się mówi? - Kobieta zapytała chłopca stojącego tuż przy niej.
- Dzień dobry. - Odparł chłopiec o bladej twarzy okalanej blond włosami. Jego oczy były stalowo-niebieskie.
- Widzę, że także wybrałeś się na zakupy ze swym dzieckiem, Severusie. Zastanawiające, nigdy nie mówiłeś, że masz córeczkę.
- Ponieważ ja nie jestem córeczką tego pana. - Odparła uprzejmie Megara.
- Oj nie powinnaś tak mówić skarbie. Widzisz twemu ojcu może zrobić się doprawdy przykro. 
- Jestem przybłędą proszę pani. 
- Masz poczucie humoru, a to się ceni. Tylko nie należy przesadzać. Widzisz Draco też czasem miewa humory. Zwłaszcza, gdy nie otrzymuje tego czego chce. Chociażby teraz, nie namówił swego ojca Lucjusza na miotłę. Przecież nie ma możliwości, aby przemycić ją do Hogwartu. Pierwszorocznym nie wolno posiadać mioteł.
- Tak, wiem. Widziałam taką informację w liście, proszę pani.
- Wiesz już do którego domu chciałabyś zostać przydzielona?
- Do domu? To znaczy? - Zapytała mrugając szybko. Nie rozumiała tego, co elegancka kobieta mówiła.
- Oj Severusie! - Narcyza uniosła głos wbijając w Snape'a miażdżące spojrzenie. - Jak mogłeś własnemu dziecku nie powiedzieć o czterech domach Hogwartu?
- Przyjdzie jeszcze na to czas Narcyzo. - Odparł spokojnie mężczyzna.
- Został zaledwie miesiąc, a to biedne dziecko... - Nachyliła się nad dziewczynką.
- Jak właściwie masz na imię?
- Mam na imię Megara, proszę pani i jestem zodiakalnym skorpionem.
- Silny i mocny znak zodiaku. Idealnie pasowałabyś do Slytherinu. - Powiedziała z wyraźną dumą kobieta.
- Do czego? - Megara rozumiała coraz mniej z tej rozmowy.
- Doprawdy Severusie toż to oburzające, że Megara nie ma pojęcia o domu Slytherina. Jak chcesz własne dziecko posłać do Hogwartu skoro nawet nie ma pojęcia o czymkolwiek? Nauczasz tyle młodzieży, a własne dziecko nie potrafisz?
- Narcyzo zacznijmy od tego, że Megara nie jest...
- Oj, nie będę tego słuchać. Draconie, proszę cię idź do środka i uświadom tej biednej dziewczynie czym szczyci się dom Slytherina, a także kim był jego wielki założyciel...


- MEGARO! - Rzadko zdarzały się takie chwile, aby Severus podnosił głos. Zawsze docierał do uczniów bez unoszenia tonu, lecz jego podopieczna jeszcze czasem potrafiła śnić na jawie na moment tracąc kontakt z rzeczywistością i tępo spoglądając w bliżej nieznanym kierunku. Tym razem bez reakcji wpatrywała zielone oczy w kociołek, z którego buchała para i dochodziły dziwne bulgotania z wewnątrz. Rozpamiętywała chwile, gdy pierwszy raz pojawiła się na Ulicy Pokątnej i poznała Malfoy'ów. Przyznawała w myślach, że rzeczywiście Draco zawsze dostawał, to czego chciał, a gdy tego nie mógł osiągnąć, to wpadał w gniew jak rozkapryszone dziecko, cóż...był rozpieszczony. Kolejną osobą poznaną w butiku Madame Malkin okazał się sam Harry Potter o którego wyczynach dowiedziała się dopiero pierwszego dnia nauki w Hogwarcie. Z resztą nie tylko to odkryła. Dowiedziała się, że Hogwart dzieli się na cztery domy, a każdy z nich odznaczał innymi cechami:
Slytherin - spryt, ambicja, zaradność, przebiegłość i czystość krwi.
Gryffindor - męstwo, odwaga, szczerość, szlachetność, prawość i sprawiedliwość.
Ravenclaw - mądrość, bystrość, spryt, inteligencja, roztropność, kreatywność, oryginalność, akceptacja innych
Hufflepuff - wierność, sprawiedliwość, pracowitość, lojalność, uczciwość, koleżeńskość, cierpliwość, schludność, pokojowe nastawienie, dokładność.
Tym bardziej nie rozumiała dlaczego skoro jest osobą otwartą na innych, nie tolerującą znęcania nad słabszymi, a także nie przykuwającą uwagi ani do zamożności, ani do czystość krwi została przydzielona właśnie do Slytherinu.

- Dosyć tego, Slytherin właśnie stracił 5pkt za fantazjowanie koleżanki podczas lekcji i kolejne 3pkt za ignorowanie nauczyciela. - Severus nie miał zamiaru dłużej użerać się z Megarą po prostu odjął punkty. Doskonale pamiętał dzień w którym przybył, aby zabrać Megarę do Hogwartu. Widział małą, zastraszoną, zagubioną w sobie dziewczynkę usilnie szukającą pomocy i możliwości ucieczki od mugoli. Minęły dwa lata od tamtego momentu. Teraz uczęszczała do trzeciej klasy, chociaż była o rok młodsza od pozostałych uczniów na owym roczniku. Zmieniła się i to o wiele. Teraz i bez Veritaserum potrafiła ukazać swe prawdziwe oblicze.
- Ocknij się! - Syknął Draco szturchając Megarę w bok. Nie miał zamiaru pozwolić na kolejną utratę punktów. Wszyscy ślizgoni doskonale wiedzieli, że Severus nie miał w zwyczaju odejmować punktów Slytherinowi, a jeżeli już to robił to tylko ze względu na swą podopieczną.
- C-co?! C-co się dzieje?! - Potrząsnęła głową jakby została wybudzona z letargu.
- A to się dzieje, że przez ciebie straciliśmy 8pkt! - Warknął Draco. - Jeszcze chwila, a stracimy szanse na Puchar Domów. - Przez cały rok szkolny cztery domu Hogwartu konkurowały między sobą zbierając punkty, a na zakończenie roku dom, który zdobył najwięcej punktów otrzymywał wyróżnienie w postaci Pucharu Domów.

- Oj, ciiicho. Zobaczysz, że je nadrobię. - Przytknęła palec do ust ukazując tym samym, żeby Malfoy nic nie mówił, gdyż można bardziej rozzłościć wychowawcę domu Slytherina, jakim był sam Severus Snape.
- Witamy wśród żywych Megaro. - Profesor wstał od wysokiej konsoli i powolnym krokiem podszedł do Desire. Twarz dziewczyny przez ułamek sekundy wykrzywił ironiczny uśmieszek. Czuła kłopoty. - Właśnie jesteśmy w trakcie warzenia Bahnocydu. Skoro księżniczka zasypia z otwartymi oczami w środku lekcji, to z całą pewnością doskonale wie jak uwarzyć Bahnocyd. Proszę bardzo wymień wszystkie potrzebne składniki do uwarzenia Bahnocydu.
- Ale że tak teraz? Z miejsca?
- Nie, poczekam do przyszłego roku. - Zwęził niebezpiecznie oczy przybliżając twarz do dziewczyny. - Razem z tobą w trzeciej klasie.
- Potrzebna jest emmm... - Przewróciła oczami niby w zamyśleniu w rzeczywistości przebiegła wzrokiem po klasie szukając odpowiednich wskazówek bądź podpowiedzi. - To na pewno eeee będzie potrzeeebny... hmmm...
- Szybciej, nie mamy całego dnia, ani nawet godziny. Masz dwie minuty, aby podać WSZYSTKIE składniki eliksiru Bahnacydowego.
- Potrzebna jest muszla toksyczka, esencja z cykuty i... wydzielina korniczaka...
- Czy to wszystko panno Megaro? - Żyłka na czole opiekuna zaczęła niebezpiecznie pulsować, a sam Severus wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Nie, jeszcze... esencja z szaleju jadowitego, kurze ziele i... smocza wątroba! - Zadowolona, że wymieniła wszystkie składniki klasnęła w ręce.
- Doprawdy dziewczyno, bo masz z czego się cieszyć. - Wysyczał jadowicie przez zęby Snape. - Nie dość, że nie powiedziałaś po kolei, to jeszcze zajęło to tobie dwie minuty. Przyłóż się do eliksirów, albo do końca roku otrzymasz szlaban na wyjścia do Hogsmeade.
- Nie... nie może pa... - Aż zapowietrzyła się słysząc, że nie będzie mogła uczęszczać w wycieczkach do tak wspaniałej wioski, to była główna atrakcja szkolna od trzeciego roku nauki.
- Słucham? - Nadstawił ucho jakby w oczekiwaniu nasłuchiwał wypowiedzi podopiecznej. - Że czego nie mogę?
- Przepraszam profesorze Snape, postaram się aby taka sytuacja już nigdy więcej nie miała miejsca. - Pokornie zwiesiła głowę wlepiając wzrok w swój kociołek. - Pali się... w środku jest smoła...
- No ale cóż, spostrzegawczość nie jest twoją mocną stroną, Megaro. - Wrócił do biurka za którym usiadł na krześle z wysokim oparciem. - Postawcie flakoniki z waszymi miksturami na pulpicie. Tylko nie zapomnijcie ich podpisać. - Przeniósł chłodny wzrok na Desire. - Megaro ty nie musisz tego robić i bez tego dostałaś T. Jako pracę domową napiszesz wypracowanie na dziesięć stóp o eliksirze Bahnacydowym z uwzględnieniem składników i sposobu ich pozyskiwania. Ponadto wykonasz eliksir. Masz czas do soboty. Jeżeli nie podołasz zadaniu, to zapomnisz o wypadzie do Hogsmeade w ten weekend.
- A-ale dzisiaj jest czwartek. Oczekuje pan niemożliwego. - Twarz Megary wykrzywił grymas złości.
- Masz odpowiednią motywację, a także nauczkę aby nie zasypiać na moich lekcjach.
- Rozmyślałam o pierwszej wizycie na Ulicy Pokątnej.
- Napisz o tym w pamiętniku dziewczyno, a nie rozmyślasz podczas lekcji o przeszłości. Lepiej skup się na teraźniejszość.
- Tak jest, profesorze Snape. - Powiedziała zarzucając przez ramię torbę z godłem Slytherinu. Podniosła wzrok na Harry'ego, który chyba jako jedyny Gryfon nie czerpał aż tak ogromnej radości z odjętych punktów Ślizgonom, co pozostali Gryfoni.

wtorek, 1 września 2015

Rozdział II

- Czyżby? - Wysyczał jadowicie. - Od tej chwili jako prawny opiekun Megary muszę znać jej przeszłość. Zatem?
...
"Kim był owy mężczyzna?" - Zastanawiała się dziewczynka, chociaż nie wypowiedziała pytania na głos. Skulona w sobie z przerażenia przyglądała się wymianie słów między nieznajomym, a państwem Desire z którym mieszkała pod jednym dachem od wielu lat. Pierwszy raz widziała sytuację, w jakiej nie wiedzieli co powiedzieć. Chociaż miała zaledwie dziewięć lat dostrzegła jak zostali osaczeni przez obcego mężczyznę. Zachowywali się jak zwierzęta w potrzasku myśliwego. Sergio jeszcze starał się udawać niewzruszonego, lecz kropla potu spłynęła po jego skroni i to nie z gorąca.
- Nie słyszę odpowiedzi. - Brunet nie ukrywał, że zaczyna się irytować głuchą, nieprzerwaną ciszą. - Chyba zadałem proste pytanie. - Świdrował wzrokiem kobietę uparcie starająca się uniknąć spotkania z czarnymi oczami. Po niecałej minucie zrozumiał, że nic z niej nie wyciągnie zatem powoli jak drapieżnik skierował wzrok na mężczyznę. - Jak traktowaliście Megarę?
- A jak mieliśmy traktować? Tak jak na to zasługiwała. - Prychnął Sergio zdenerwowany niezręczną sytuacją.
- To znaczy? - Obcy pozostawał nieugięty, a nie należał do grona osób, którym wystarczą półsłówka.Stawiał sprawę prosto i tego samego oczekiwał od swych rozmówców.
- Może napije się pan Severus kawy, albo herbaty? - Zapytała uprzejmie blondynka usiłując zmienić temat.
- Z chęcią napiję się kawy, jeżeli państwo napiją się ze mną. - Odparł spokojnym tonem Snape.
- Ależ oczywiście, już zaparzam. - Pani domu z wyraźną ulgą skierowała swe kroki w stronę drzwi dzielących salon z kuchnią. Miała nadzieję, że ciasteczka i kawa złagodzą natarczywość mężczyzny. Jakże była naiwna. Zrozumiała to jeszcze zanim opuściła salon.
- Czy nie zapomniała pani Arina o czymś? - Severus zlustrował kobietę wzrokiem. Nie ukrywał swego oburzenia i niechęci jaką żywił do Desire. - Pomiędzy nami jest jeszcze dziecko. - Zwrócił swe oczy na dziewczynkę, która aż podskoczyła. Przynajmniej mała była szczera i nie ukrywała emocji, jakie nią targał w tym momencie. - Jest gorąco. Lubisz lemoniadę?
- A...a jak smakuje? - Zapytała szeptem mała.
- Nigdy nie piłaś lemoniady, nawet w gorące dni? - Zdziwił się Severus.
- Nie. - Pokręciła głową.
- Zatem spróbujesz. - Zadecydował. Ponownie Arina poczuła na sobie przytłaczające spojrzenie Severusa. - Dobrze schłodzoną lemoniadę. Tylko bez sztuczek, bo wyczuję.
- Dobrze. - Kobieta dygnęła, jak służąca po czym opuściła salon.
- Nie masz prawa takim tonem zwracać się do mej żony! - Warknął Sergio. Nikt nie pojmował dlaczego aż taki respekt budzi samą swą osobą. Wcześniej utrzymywali kontakt i wiedzieli, że prędzej czy później przybędzie, aby zabrać dziewczynkę. Nie było im to na rękę. Przez interwencję Snape'a mieli stracić sługę, kuchtę, praczkę, sprzątaczkę... i jeszcze wiele by wymieniać. A mieli co do dziewczynki dalekosiężne plany na przyszłość.
- Zatem? - Powtórzył pytanie Severus, lecz jego słowa szybko ucichły, gdyż do pomieszczenia wróciła Arina niosąc srebrna tacę. Podała Megarze lemoniadę, a na stole postawiła trzy filiżanki z mocną kawą.
- Megaro, idź spakować swe rzeczy. Za chwilę wychodzimy. - Oznajmił Snape jednocześnie wypraszając dziecko z salonu. Potrzebował porozmawiać z Desire bez udziału dziecka.
- Dobrze. - Dziewczynka wzięła szklankę z lemoniadą i ruszyła w stronę wyjścia.
Sverus korzystając z uwagi Desire skupionej na wychodzącej Meg, nie tracił ani chwili, wyciągnął z rękawa płaszcza małą fiolkę, a następnie doprawił nią dwie kawy. Nim mugole usiedli wyprostowani nie przypuszczali, że ich napoje mają maleńką "wkładkę" w postaci paru kropel Veritaserum.
- Jak przez te lata traktowaliście Megarę? - Ponowił pytanie wykładając dosłownie kawę na ławę. Miał dosyć dziecinnego zachowania opiekunów dziewczynki. Potrzebował porozmawiać poważnie. Nie obchodziło go, czy to co zrobili przez te lata sprawia im wstyd, czy obawiają się swej własnej tyranii. Musiał wymusić, aby przyznali się do swego zachowania, a skoro nie zamierzali współpracować po dobroci, to siłą ich do tego zmusi.
- A jak mieliśmy ją traktować? - Prychnął Sergio jak gdyby nigdy nic sącząc swą kawę. - Tak jak na to zasługiwała. Tania siła robocza ot co i tak powinna być wdzięczna, że ją wykarmiliśmy.
- Czym ją karmiliście?
- Resztkami ze stołu. - Mruknęła kobieta. Severus starał się zachować spokój, chociaż przychodziło mu to z niezwykłym trudem mimo to żaden mięsień na jego twarzy nie zadrgał.
- Co piła?
- W zimne dni lodowatą wodę, w upalne gorącą. Kąpała się w deszczówce. - Mówił jak nakręcony Sergio.
- Miała zabawki? Ubranka?
- Jeżeli coś zdołała znaleźć. - Prychnęła Arina. - Przecież nie będziemy wydawać kasy na sługę!
- Zwłaszcza tak nieodpowiednią. Często obrywała za źle wykonane zadanie.
- Obrywała? - Snape zmarszczył brwi. Wyglądał na coraz mniej zachwyconego, a coraz bardziej zdenerwowanego.
- Pasem, kablem, wszystkim co było pod ręką. - Machnął dłonią mulat, jak gdyby takie zachowanie uchodziło za normalne. Słowa i zachowanie małżeństwa sprawiało, że Severusowi przewracało się w żołądku. Wspomniał swe młodzieńcze lata spędzone w rodzinnym domu, gdzie tyranem był jego własny ojciec - Tobiasz Snape. Nikomu nie życzył takiego dzieciństwa, a mimo to jak na ironię losu trafił na małą dziewczynkę, która miała jeszcze gorsze warunki w domu. Za szczenięcych lat nic nie mógł począć, lecz teraz nie był taki bezbronny. I wierzcie mi miał ochotę odpłacić Desire nie tylko za Megarę, lecz także za swe życie.
- Nie myśl, że tak do końca jest nam na rękę to że zamierzasz ją zabrać. Stracimy pomoc domową i będziemy musieli zatrudnić kogoś.
- Mógłbyś chociaż na ferie i wakacje ją podrzucać. - Desire mówili jedno przez drugie. Severus powoli wstał od stołu. Mógłby jeszcze odejść bez większej reakcji, lecz kolejne słowa padające z ust mulata skutecznie to uniemożliwiły.
- Zwłaszcza jak skończy 16 lat, wówczas będziemy mogli dodatkowo na niej zarabiać. Chociaż jest tyle warta co szmata do podłogi, to zapewne wyrośnie na atrakcyjną dziewczynę, a wówczas nie jeden wiele zapłaci za noc z Megarą.
- Chyba kogoś poniosła wyobraźnia! - Wysyczał wściekle Severus w ciągu sekundy pojawiając się przed Sergiem. Chwycił mężczyznę za szyję i rzucił o ścianę. Usłyszał jęknięcie bólu, lecz to jedynie było melodią dla uszu Severusa.  Obsypał mężczyznę gradem ciosów nie pozwalając nawet na najmniejszy ruch. Łatwo blokował ciosy mugola. Ostatecznie wyprowadził bolesny cios w podbrzusze mulata, a gdy się schylił oberwał w twarz, aż upadł na podłogę zalewając się krwią.
- Zostaw mego męża! - Krzyknęła Arina podbiegając do Sergia.
- Na twym miejscu bym się nie wtrącał. Chyba, że chcesz podzielić jego los. - Powiedział ostrzegawczo Snape.
- Nie uderzysz kobiety. - Zapowietrzyła się słysząc groźby.
- Kobiety nie... - Ironiczny uśmieszek wykrzywił usta Snape'a. W następnej sekundzie chwycił Arine stanowczo za policzki. - Ale ty nią nie jesteś. Prędzej plugawą larwą żerującą na glebie. Niepotrzebną temu światu. Jedną z setek robactwa plugawiącego Ziemię. - Wypowiadając owe słowa zmusił Arinę, aby spoglądała prosto w jego czarne oczy.
- Spakowałam się. - Powiedziała cichym głosikiem dziewczynka stając w progu drzwi. Severus puścił twarz kobiety i powoli wstał. Otrzepał płaszcz, jakby obeszły go robaki. Skierował swe kroki w stronę dziecka. Widział w ręce dziewczynki parcianą, cerowaną torebkę w której z pewnością nie znajdowało się zbyt wiele rzeczy.
- To dobrze. Wychodzimy. - Zadecydował prowadząc dziewczynkę w stronę drzwi frontowych.
- P-przepraszam, że zapytam... - Przerażona skryła twarz w ramionach. - Ale dlaczego pan Sergio leżał na podłodze i dlaczego pana dłonie mają ślady krwi? - Podniosła przerażone oczy na twarz mężczyzny.
- Zacznijmy od twego wychowania. Po pierwsze ktoś taki jak Sergio nie zasługuje, aby mówić do niego na "pan". A co do krwi... - Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł nią dłonie. - Istnieje coś takiego jak karma, to co zrobisz jednym wraca do ciebie ze zdwojona mocą i chociaż nie zdołałem odwdzięczyć się za wszystkie lata złego traktowania ciebie, to twój BYŁY opiekun jeszcze długo będzie leczyć swe ciało.
- Jak to... były opiekun? I dlaczego pan mnie zabiera? - Prawdę mówiąc Megara zawsze była traktowana przedmiotowo i nie powinno ją interesować, że przyszedł mężczyzna odziany w czerń jak książę ciemności, ale pierwszy raz w swym życiu czuła, że może zadać pytanie za które nie zostanie skarcona.
- Jestem Severus Snape, nauczam w Hogwarcie eliksirów. Szkoła magii i czarodziejstwa do której zostałaś zapisana przez swych PRAWDZIWYCH rodziców. - Podkreślił słowo "prawdziwych" z taką moc, że nikt nie byłby na tyle odważny aby zaprzeczyć. Wypowiedział to tak jakby było niepodważalną częścią świata otaczającego Megarę. - Od tej pory będziesz przez czas szkoły mieszkać w Hogwarcie. Natomiast w ferie i wakacje będziesz mieszkać u mnie. Nigdy już nie wrócisz do państwa Desire, chociaż niestety będziesz nosić ich nazwisko.
- Rozumiem... - Megara pokiwała główką mocniej zaciskając dłonie na torebce.
- A właściwie to co tam masz? - Zapytał Snape sceptycznie spoglądając na "bagaż" dziecka.
- Chce pan zobaczyć? - Podała mężczyźnie jedyny dobytek jaki posiadała przez te wszystkie lata. Wyszli na zewnątrz. Tego dnia było niezwykle upalnie. Złote promienie słoneczne grzały niemiłosiernie, a mimo to ku zdziwieniu Megary jej nowy opiekun pomimo czarnej szaty zdawał się nie pocić, jakby słońce go nie muskało, a omijało i nie drażniło.
- Widzę, że powinniśmy iść na zakupy.- Stwierdził przeglądając przedmioty jakie posiadała dziewczynka. Parę ubranek pocerowanych jak sukienki Kopciuszka, kapsle i szmaciana lalka.
- Mogę to zatrzymać? Nie mam nic innego.
- Dlatego idziemy na zakupy. Trzeba kupić tobie wyprawkę do Hogwartu.
- Do tej szkoły magii i czarodziejstwa, tak? A-ale j-ja się chyba nie nadaję.
- Nie będziemy dyskutować na ten temat. Jesteś stuprocentową czarownicą i im szybciej przywykniesz do tej myśli, tym lepiej dla ciebie.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział I

Uniwersum otaczające ludzi nie liczy istot ani ras. Zbyt wiele umarło, zbyt wiele żyje, zbyt wiele odejdzie. Zawsze zapomniani bądź straceni. Mimo to krótkie ulotne chwile życia warte są przeżycia w odpowiedni sposób. Czas często przelatuje pomiędzy palcami. Mijają sekundy, a nim się obejrzymy stajemy o rok starsi. Kolejne rocznice i święta. Bywają osoby spędzające je samotnie. Takie osoby zazwyczaj nie mają ani marzeń, ani pragnień. Nie mają niczego co mogliby utracić. Zamiast tego wiele wspomnień i bagaż doświadczeń, popełnionych błędów. Zdarzają się i takie sytuacje, które mogą wiele dać, a właściwie przywrócić radość życia.
Do pewnego domu została podrzucona mała dziewczynka. Liczyła niewiele, nie miała nawet pół roku. Ludzie zaopiekowali się nią, a raczej...wynajęli w tym celu niańkę, z nadzieją że gdy dziewczynka podrośnie zastąpi służbę, a oni zaoszczędzą, Chociaż należeli do zamożnych mugoli [osób pozbawionych magicznych zdolności].
Całe życie - rok po roku udowadniali dziewczynce, że żyje po to aby usługiwać im i ich gościom. Najpierw usiłowała stawić opór. Szybko przekonała się, że to bezcelowe. Obrywała boleśnie za każde przewinienie. Nie znała smaku ani miłości, ani szczęścia. Jedyne co znała to ból, rozpacz i cierpienie. Święta nie istniały dla małej... chociaż, istniały. Wszakże na jej barkach spoczywało przygotowywanie potraw, robienie porządków, a także dekoracji. Nie znała smaku tortu urodzinowego, ani radości z otrzymywania życzeń. Czuła, że w tym roku będzie identycznie. W listopadzie miała skończyć 10 lat, a mimo to jej rozum i ciało znało jedynie ciężką pracę. Jeszcze czasami śniła o tym, że potrafi latać i ucieka od owych ludzi do miejsca w którym... w którym zazna miłości. Lecz wiedziała, że to jedynie senne marzenia pryskające jak bańka mydlana nad bladym świtem. 
Nie miała ubrań, chodziła w tym co znalazła lub sama uszyła. Dlatego nie rozumiała dlaczego pewnego dnia pani domu przyniosła różową sukienkę, białe rajstopki i lakierki nakazując pospiesznie włożyć je dziecku. Uczyniła to bez słowa protestu. Chwilę później została zaciągnięta na dół domu, gdzie znajdowała się kuchnia i pozwolono usiąść jej przy stole po czym podano jajecznicę smażoną z pieczarkami i szynką. Zjadła bez marudzenia. Później nakazano dziewczynce iść do salonu i czekać nie ruszając się z pufy.
Mijały minuty, a mała wciąż siedziała jak na szpilkach. Upłynęło pół godziny, a nadal nikt nie wypowiedział słowa wyjaśnienia. Dopiero po godzinie rozległ się dzwonek do drzwi, już poderwała się aby otworzyć, gdy przed nią nienagannie ubrana, pełna gracji przeszła pani domu sycząc przez ramię "zostaw, ja otworzę".
Zwiesiła głowę. 
Czekała nie wiedząc czego wyczekuje, lecz gdy drzwi zostały otwarte i podniosła wzrok wiedziała na co, a raczej kogo oczekiwała. Wstrzymała oddech. Słyszała przyspieszone bicie serca. A przerażonymi, a jednocześnie pełnymi nadziei zielonymi oczami spoglądała na mężczyznę majestatycznie przekraczającego próg domu. 
Nic dziwnego, ten mężczyzna budził trwogę nawet w dorosłych. Dlatego Arina Desire ubrała dziewczynkę w ładną sukienkę z katalogu i spięła brązowe falujące włosy w dwa warkoczyki. Mężczyzna wyróżniał się pomiędzy tymi osobistościami, jakich Desire zwykli gościć. 
Wysoki. Majestatyczny. Z poważną miną. Długie włosy sięgały nieco poza ramiona, czyste, lśniące i...czarne, jego oczy również były ciemne jak otchłanie Tartaru. Miał na sobie czarny garnitur i tegoż samego koloru letni płaszcz, a raczej szatę wyglądem przywodzącą skrzydła kruka i łopocącą przy każdym kroku jegomościa. Twarz miał ziemistą, a nos haczykowaty - jak królowie, których podobizny dziewczynka nie raz widziała na banknotach.
Rozejrzał się bacznie po domu. Mógł stwierdzić, że bogato urządzone lokum opływało w luksusie i dobrobycie. Szanowna pani domu miała założoną garsonkę w kolorze miętowym - najnowszy krzyk mody. Natomiast elegancki małżonek nosił garnitury znanego projektanta mody. Mężczyzna nie dał zbić siebie z tropu fałszywymi uśmieszkami wykrzywiającymi twarze dorosłych. W końcu dostrzegł małą dziewczynkę zalegającą na pufie. Zauważył jak bardzo różni się od tej farsy w jaką pogrywają Desire. Nie pasowała do tego domu, to nie było jej miejsce na Ziemi. Nie zwiodło go nawet ubranko dziewczynki.
Wyglądem nie przypominała ani wysokiego mulata ani szczupłej blondynki o lazurowych oczach. Dziewczynka zdawała się nienaturalnie blada jak porcelana. Delikatną twarz zdobił rumieniec. Długie brązowe falowane włosy sięgały poza łopatki. Ostre rysy twarzy. Długie czarne rzęsy i...zielone oczy w których odbijał się strach i smutek. Łatwo było wyczuć, że pomimo złotej oprawy dziewczynka doznała ogromu cierpienia w młodym wieku.
- Zatem przybył pan, aby wreszcie pozbawić nas TEGO ciężaru? - Zapytała łagodnie pani domu spoglądając znacząco na dziecko. Nawet nie ukrywała, że 10 lat pod dachem z dziewczynką było istnym utrapieniem. Dziecko skuliło się w sobie, chociaż miała wystarczająco dużo czasu, aby przywyknąć do ubliżania i poniżania.
- Ciężaru? - Mężczyzna oderwał wzrok od smutnego dziecka i zwrócił chłodne spojrzenie na kobietę. Wyglądał jak wampir, był stanowczy, a samą swą obecnością wprowadzał do otoczenia chłód. Nic zatem dziwnego, że kobieta zwiesiła głowę.
- Nigdy nie chcieliśmy tej przybłędy u nas! - Warknął wściekle pan Desire. - Niech zniknie i nigdy więcej nie wraca.
- Sergio, najpierw... - Obcy rozsiadł się wygodnie na obitym błękitnym materiałem fotelu - Powiecie mi w jaki sposób traktowaliście Megarę. - pozostawał nieugięty. Dziewczynka stłumiła w sobie pisk słysząc jak nieznajomy wypowiada jej imię.
- To raczej nie pana interes. - Sergio odpalił papierosa i zdecydowanie zaciągnął.
- Czyżby? - Wysyczał jadowicie. - Od tej chwili jako prawny opiekun Megary muszę znać jej przeszłość. Zatem?
Mrs Black bajkowe-szablony